Marcin Kania: „Nie schodzimy z parkietu z opuszczonymi głowami”

Zawodnicy GKS-u Katowice sezon zasadniczy zakończyli na ósmym miejscu i po raz pierwszy awansowali do fazy play-off, gdzie w pierwszej rundzie ulegli wicemistrzom Polski. Katowiczanie mają powody do zadowolenia, ponieważ postawione założenia został zrealizowane. „Naszym celem była walka o ósemkę i wejście do fazy play-off, więc ten cel na pewno został zrealizowany w stu procentach” – mówił w rozmowie z nami Marcin Kania.

Czas Siatkówki: Pierwszy mecz zakończył się dość szybkim zwycięstwem kędzierzynian, tamto spotkanie wpłynęło na was przed tym rewanżem?

Marcin Kania: W tym pierwszym meczu faktycznie kędzierzynianie trochę nas zdominowali, ten wynik 3:0 wskazywał na to, że zagrali dobrze i gdzieś nas przytłoczyli, choć myślę, że też mieliśmy swoje okazje. Analizowaliśmy tamten mecz na wideo, chcieliśmy wyjść bojowo nastawieni, przede wszystkim zagrać swoją siatkówkę i wziąć to co wywalczymy. Myślę, że pierwszy set zwiastował, że naprawdę możemy tutaj coś ugrać, podobnie jak końcówka trzeciego, która mogła być lepsza w naszym wykonaniu, bo mięliśmy szanse na wygranie i powiedzmy, późniejszą walkę w tie-breaku. Naprawdę szkoda, ale pozostaje nam teraz walka o siódme miejsce.

W tym wspomnianym trzecim secie długo graliście punkt za punkt. Ta porażka, może niekoniecznie podcięła wam skrzydła, ale dała dodatkową przewagę kędzierzynianom?

Oczywiście, tej końcówki trzeciego seta naprawdę jest nam szkoda, bo mieliśmy momentami prowadzenie trzema, a nawet chyba czterema punktami, więc można powiedzieć, że przysłowiowo mięliśmy ich na widelcu. Nie udało się jednak, zespół z Kędzierzyna-Koźla jest klasową drużyną, co udowadnia ponownie, będąc choćby drugi raz z rzędu w finale Ligi Mistrzów. Jest to ekipa topowa, więc żeby z nimi wygrać trzeba naprawdę zagrać na sto procent swoich możliwości i zaangażowania. Tak jak mówię, szkoda tej końcówki, ale myślę, że mecz był wyrównany.

Było dużo obron i przedłużonych akcji, na przestrzeni całego sezonu widać, że są to elementy, nad którymi pracujecie, bo jak już bronicie to praktycznie każdą piłkę.

Mamy taką zasadę, że walczymy o każdą piłkę i trudno dobić się do naszego boiska. Walczymy w każdej akcji i myślę, że w tym meczu nie pozwoliliśmy kędzierzynianom tak szybko nas zdominować i te sety, mimo, że kończyły się na przykład do dziewiętnastu, to nie były aż tak pod kontrolą rywali, kończyliśmy swoje akcje i nawet przy jakiejś większej stracie potrafiliśmy wrócić i zniwelować tę przewagę.

Jak dobrze graliście zagrywką to chyba szybciej wam przychodziło odrabianie strat, ale kędzierzynianie w tym elemencie też mieli swoje momenty i trochę lepiej je wykorzystywali.

Oczywiście. Współczesna siatkówka opiera się na zagrywce i odrzucenie przeciwnika od siatki to już jest połowa sukcesu. Dla mnie, jako środkowego, odrzucenie rywala na trzeci metr zdecydowanie ułatwia pracę, a jeśli jeszcze przyjęcie jest na siatkę to z takimi zawodnikami sytuacja jest naprawdę bardzo mocno utrudniona, więc rzeczywiście, kiedy zagrywaliśmy to na pewno mieliśmy swoje szanse.

Sensacyjnego awansu do półfinału nie wywalczyliście, ale chyba można powiedzieć, że dla was ten historyczny awans do play-offów już jest nagrodą za naprawdę równą formę w sezonie zasadniczym?

Myślę, że ten sezon trzeba ocenić pozytywnie. Faktycznie nie zrobimy niespodzianki i nie awansujemy do półfinałów, ale nie może to przysłonić obrazu tego sezonu, ponieważ mogliśmy w tych rozgrywkach pokazać naprawdę wiele swoich możliwości. Udowodniliśmy, że potrafimy grać w siatkówkę, zdobywaliśmy punkty na naprawdę trudnym terenie, w ciężkich meczach, pokonywaliśmy faworytów, wygrywaliśmy ważne pojedynki, bardzo dużo końcówek też udało nam się przechylić na swoją korzyść, więc moim zdaniem ten sezon można zapisać na duży plus.

Można powiedzieć, że cel na ten sezon został spełniony? Przed sezonem z waszego zespołu docierały głosy, że awans do play-offów to będzie to, o co walczycie.

Naszym celem była walka o ósemkę i wejście do fazy play-off, więc to założenie na pewno zostało zrealizowane w stu procentach. W ćwierćfinałach na pewno mieliśmy świadomość, że gramy z faworytem i kandydatem do medalu, więc wiedzieliśmy, że jeśli chcemy tutaj cokolwiek ugrać to musimy zagrać na sto, a nawet więcej procent swoich możliwości. To się nie udało, ale na pewno nie schodzimy z parkietu z opuszczonymi głowami.

Jakie plany teraz na najbliższe dni, przed rywalizacją o siódme miejsce i w oczekiwaniu na rywala?

Teraz na pewno mamy dzień wolny i wrócimy do treningów. W środę też się okaże z kim zagramy, a w sobotę prawdopodobnie już będzie mecz, więc najbliższe czas to będzie przede wszystkim trening. Potem spotkanie i kolejny kilka dni później, więc tej pracy przed nami trochę jeszcze jest.

Macie jakiegoś faworyta z którym chcielibyście zagrać?

Nie mamy faworyta, zobaczymy co przyniesie liga. Zostały dwa mecze na styku, więc na pewno będzie walka do końca o awans do półfinału.

Z Marcinem Kanią rozmawiała Natalia Gajda