Zespół ONICO Warszawa pokonał katowiczan w trzech setach, chociaż goście wygrali pierwszą partię i nawiązali równą grę na początku drugiej, warszawianie przejęli inicjatywę i narzucili rywalom swoje tempo. „Z biegiem czasu już się rozkręciliśmy” – mówił w rozmowie z Czasem Siatkówki Bartosz Kwolek.
Czas Siatkówki: Odnieśliście zwycięstwo, ale ze stratą seta. Jak może Pan ocenić to spotkanie?
Bartosz Kwolek: Początek był trochę nerwowy w naszym wykonaniu. W pierwszym secie prawie od początku goniliśmy wynik, więc mogę powiedzieć, że gra od początku nie układała się tak, jak byśmy chcieli. Z biegiem czasu się rozkręciliśmy i to wszystko wyglądało bardzo fajnie.
Można powiedzieć, że ten pierwszy set był takim wypadkiem przy pracy? Katowiczanie czymś was zaskoczyli?
Wydaje mi się, że to była przede wszystkim nasza słabsza gra. Nie mogliśmy skończyć ataku, zaskoczyły nas niektóre zagrywki. Tak jakoś wyszło, że w tym secie cały czas goniliśmy wynik i to chyba było najgorsze. Szkoda końcówki, bo na pewno była do wygrania, ale dobrze, że kolejne trzy sety już poszły po naszej myśli i mamy trzy punkty.
Jednym z kluczowych elementów była zagrywka, bo m. in. punktował Pan, potem Antoine Brizard.
Tak, myślę, że ogólnie od początku sezonu to powinno być naszą mocną stroną, bo mamy paru zawodników, którzy potrafią mocno zagrywać. Mam nadzieję, że się przebudziliśmy z takiego snu jesienno-letniego i powoli będziemy wskakiwać na jak najwyższy poziom.
Po tym zwycięstwie awansowaliście w tabeli na trzecie miejsce. Biorąc pod uwagę ten fakt i zwycięstwo to może was stawiać w roli faworyta przed meczem z Treflem Gdańsk?
Myślę, że w tej lidze nie ma faworytów i gdzie byśmy nie pojechali, albo kto by do nas nie przyjechał, to nie ma czegoś takiego jak faworyt. Są dwa zespoły, gdzie naprawdę każdy może wygrać z każdym. Jedziemy tam na kolejną ciężką bitwę.
Ten czas treningów i meczów w Warszawie pozwolił wam trochę odpocząć od wyjazdów i ustabilizować swoją grę?
Myślę, że to na pewno pomaga, bo mieliśmy cztery czy pięć wyjazdów z rzędu i to było już trochę męczące. Wiadomo, że lepiej się trenuje na miejscu, bo można troszeczkę spokojniej poćwiczyć. Na pewno złapaliśmy troszeczkę luzu, bo jednak to już drugi mecz z rzędu w naszej hali, więc nic, tylko się cieszyć.
Jaka jest wasza największa bolączka na ten moment?
Mnie się wydaje, że cały czas troszkę kulejemy w przyjęciu zagrywki. Co mecz tak naprawdę mamy mniejsze lub większe problemy z przyjęciem. Dużo nad tym pracujemy, lecz nadal coś nie wychodzi. Trzeba więc dalej nad tym ciężko pracować.
Mecz czternastej kolejki macie za sobą, czas, który będziecie mieli po świętach to głównie regeneracja czy jednak większe skupienie nad tym, żeby jak najlepiej przystąpić do rewanżowych spotkań?
Szczerze powiedziawszy, dla mnie do świąt jeszcze sporo czasu. Wydaję mi się, że jeszcze teraz czekają nas jedne z ważniejszych meczów w sezonie. Na razie o tym nie myślę, trzeba pytać trenera, a ja będę wykonywał to, co on powie.
Odczuwa Pan już zmęczenie? Liga zaczęła się praktycznie zaraz po Mistrzostwach Świata i w zasadzie całe wakacje był Pan w ciągłym treningu.
To nie pierwszy raz kiedy tak gram, bo już jak jeździłem na młodzieżówki, to tak naprawdę całe wakacje miałem wyjęte z życia, podobnie jak tamten sezon. Można powiedzieć, że w jakimś stopniu do tego przywykłem i na tyle poznałem swój organizm, że wiem, co trzeba zrobić, żeby być gotowym na ligę, jakoś przetrwać do końca i grać jak najlepiej.
Cel na tę pierwszą rundę zasadniczą to utrzymać się na tym 3 miejscu czy może zaatakować wyższą pozycję?
Celem jest przede wszystkim być w pierwszej szóstce na koniec sezonu. To czy teraz będziemy mieli miejsce trzecie, ósme czy jedenaste, dla mnie nie ma żadnego znaczenia, jeżeli na koniec będziemy w tej pierwszej szóstce.
Z Bartoszem Kwolkiem rozmawiała Marta Chlebicka