Matchball tygodnia: Czas finalizacji i nieuniknionych zmian

Tak wyrównanej ligi, jak w tym sezonie, nie pamiętam, ale to już nie raz podkreślam. A tak dobrego meczu, jak środowa rywalizacja ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i Indykpolu AZS-u Olsztyn, nie widziałam dawno. Mimo emocji i dobrej gry zawsze jednak będą głosy braku satysfakcji i to nie tylko jeśli chodzi o ligę, ale także wybory selekcjonera, które również poznaliśmy w środę.

 

Taki sam finał

 

Wszystko stało się jasne po tym tygodniu. Wszystko, oczywiście mam na myśli to, kto zagra o mistrzostwo Polski. Przyznam, że po rundzie zasadniczej już podejrzewałam, kto powalczy w finale, ale jak sami wiecie doświadczenie tego sezonu PlusLigi kazało zachować tzw. spokój, bo przecież nie ma rzeczy przewidywalnych i w stu procentach pewnych. Tym razem jednak to faworyci zwyciężyli, a drużyny, które wywalczyły awans nie sprawiły niespodzianki, choć i tak tanio skóry nie sprzedały. W obu przypadkach, zarówno w rywalizacji ZAKSY Kędzierzyn-Koźle z Indykpolem AZS-em Olsztyn, jak i w starciach PGE Skry Bełchatów z Treflem Gdańsk, wszystko rozstrzygnęło się po dwóch meczach i w każdym przypadku oba spotkania zakończyły się po pięciu setach. W żadnym z nich nie zabrakło emocji, chociaż, jeśli mam być szczera, najbardziej podobał mi się środowy mecz kędzierzynian z olsztynianami. Naprawdę, tak dobry pojedynek rzadko kiedy można zobaczyć. W sobotnim starciu tych drużyn czegoś mi brakowało. Nie emocjonujących wymian, nie zwrotów akcji, bo te były. Może tylko ja miałam takie wrażenie, ale wszystko wydawało mi się takie trochę ospałe.

 

Wracając jednak do samych rywalizacji, PGE Skra Bełchatów w pierwszym meczu, który rozegrała w Gdańsku, przegrywała już 1:2, ale bełchatowianie nie zostali wicemistrzami Polski w ubiegłym sezonie bez przyczyny. W czwartym secie zdominowali grę, a następnie spotkanie zakończyli na swoją korzyść po tie-breaku. To ustawiło ich w dobrej sytuacji przed meczem rewanżowym na własnym terenie. Tam również nie było łatwo o zwycięstwo. Chociaż w czwartym secie przewagę wypracowali sobie siatkarze z Bełchatowa i byli blisko zakończenia meczu na swoją korzyść, gdańszczanie nie poddali się tak łatwo. W końcówce odrobili straty, a następnie doprowadzili do tie-breaka. W nim już ponownie szalę zwycięstwa przechylili na swoją korzyść aktualni wicemistrzowie Polski, awansując do wielkiego finału.

 

Przypomnij sobie, jak wyglądał pierwszy oraz drugi mecz półfinałowy między PGE Skrą a Treflem Gdańsk

 

 

W pierwszym meczu kędzierzynian z ekipą z Olsztyna, jak już wspomniałam, od początku nie zabrakło emocji. To był taki „best of the best” pojedynek półfinałowy. Olsztynianie mieli swoje szanse, ale uśpić czujność takich rywali, jak aktualni mistrzowie Polski, nie jest łatwo. Na wielkie uznanie zasługuje gra obu rozgrywających – Benjamina Toniuttiego i Pawła Woickiego, którzy wyreżyserowali na boisku prawdziwy spektakl, a ja oglądałam go z wypiekami na twarzy i szczerze to potem długo nie mogłam zasnąć, nie miało znaczenia nawet to, że następnego dnia miałam zajęcia o 8:00. Jak to mówią: Sen jest dla słabych. W drugim pojedynku już trochę byłam zawiedziona, może nie tyle samą grą, co brakiem jakiegoś porywu? Kolokwialnym „czymś”. W każdym razie ten mecz również zasłużył na brawa. Mistrzowie Polski po raz kolejny pokazali klasę i podnieśli się po słabym początku, po którym przegrywali już 0:2. Doprowadzili do tie-breaka, a następnie zameldowali się w finale i, tak jak przed rokiem, będą walczyć o złoty medal z PGE Skrą Bełchatów.

 

Przypomnij sobie przebieg pierwszego i drugiego meczu półfinałowego kędzierzynian z olsztynianami

 

 

I tutaj pojawiają się głosy na temat systemu fazy play-off. Eksperci nie są przychylni temu, że dwie drużyny nie walczyły w ćwierćfinałach, uzyskując po rundzie zasadniczej bezpośredni awans do półfinału. Z jednej strony racja, że to więcej czasu na odpoczynek dla jednych, kiedy inni do walki o finał przystąpią z tzw. marszu, bez świeżości. Z drugiej strony jednak zauważmy, że do półfinału awansowały od razu po rundzie zasadniczej te drużyny, które walczyły w rozgrywkach Ligi Mistrzów i w Klubowych Mistrzostwach Świata, w dodatku same sobie na ten awans zapracowały, więc biorąc pod uwagę fakt zmęczenia sezonem, jednak większe można przypisać aktualnym mistrzom i wicemistrzom Polski. Chociaż w sumie większe, mniejsze zmęczenie, może nie powinnam tego porównywać, bo każdy w sezonie pracuje na 110%, niezależnie od tego ile gra. Można też jeszcze spojrzeć na to w ten sposób, że ten bezpośredni awans do 1/2  finału jest formą nagrody dla drużyn za grę prezentowaną w poszczególnych kolejkach. Nie staram się bronić systemu, który został dopasowany do napiętego terminarza ani nic z tych rzeczy. Staram się jedynie zrozumieć. Oczywiście też skłaniam się ku głosom ze środowiska, że powrót tradycyjnej fazy play-off byłby mile widziany, bo to zawsze dodatkowe emocje (chociaż tych również nie brakowało), czyli rywalizacje do trzech zwycięstw, osiem zespołów itd. Wszystko jednak powinno współgrać z kalendarzem i długością rundy zasadniczej, a ta pamiętajmy w tym roku zakończyła się w połowie kwietnia, na nieco ponad miesiąc przed pierwszym meczem reprezentacji Polski. Teraz PlusLiga się zmniejszyła do czternastu zespołów i może to pozwoli na choćby zbliżenie się do takiej formy rozgrywek, jaką pamiętamy. Tak czy siak, ten sezon moim zdaniem, i nie tylko moim, zdał egzamin, bo przez całą rundę zasadniczą były emocje, bo każdy miał o co walczyć – jedni o „szóstkę”, inni o uniknięcie spadku z ligi, jeszcze inni o uniknięcie gry w barażach.

 

 

Piąte miejscu czy „pietruszka”?

 

Jastrzębski Węgiel i Asseco Resovia Rzeszów w tym roku znaleźli się poza strefą medalową PlusLigi. Obie ekipy zmierzyły się w związku z tym w walce o piąte miejsce, które dla ambitnego sportowca nie jest satysfakcjonujące. Chociaż ma w sobie trochę więcej znaczenia niż czwarte, określane mianem najgorszego miejsca z możliwych, bo niby jest się blisko podium, ale jednak trochę brakuje. Tak czy siak, piątą lokatę też trzeba obsadzić. Pierwszy mecz w Jastrzębiu-Zdroju to rzeszowianie rozpoczęli lepiej. Po dwóch setach objęli prowadzenie, ale jastrzębianie nie dali uśpić do reszty swojej czujności. Odwrócili losy meczu i zwyciężyli po tie-breaku. Kolejne spotkanie zostało rozegrane na Podpromiu, a tam szalę zwycięstwa po czterech setach przechylili na swoją korzyść rzeszowianie. Tym samym w walce o piąte miejsce doszło do trzeciego pojedynku. Okazał się równie zacięty od pierwszych piłek. Pierwsze trzy partie kończyły się grą na przewagi. W czwartek dzieła dokończyli jastrzębianie, rozstrzygając całą rywalizację na swoją korzyść. Patrząc jednak czysto obiektywnie na grę zespołu z Jastrzębia-Zdroju w całym sezonie, można to uznać jako pewnego rodzaju zaskoczenie. Ale taki już urok fazy play-off, że to ona o wszystkim decyduje i w niej wszystko jest możliwe.

 

Zobacz, jak wyglądał pierwszy, drugi oraz trzeci mecz o piąte miejsce

 

 

Walka o PlusLigę

 

W weekend rozpoczęły się także zmagania w barażach o prawo gry w przyszłym sezonie PlusLigi. W pierwszych dwóch meczach, które zostały rozegrane w Bydgoszczy, Łuczniczka Bydgoszcz  pokonała ekipę AZS-u Częstochowa, dwa razy 3:0. Chociaż częstochowianie próbowali walczyć, to nie wystarczyło na ostatnią drużynę PlusLigi w sezonie 2017/2018. Pamiętajmy jednak, że nic nie jest jeszcze przesądzone. Gra się do trzech zwycięstw, a za nami dopiero dwa spotkania. Drużyna z Częstochowy 0:2 przegrywała już w rywalizacji finałowej z Lechią Tomaszów Mazowiecki, a ostatecznie odwróciła losy rywalizacji, wygrywając rozgrywki I ligi. Zatem dopóki piłka w grze, wszystko może się wydarzyć.

 

Zobacz, jak wyglądał pierwszy i drugi mecz barażowy

 

 

Biało-czerwoni wybrańcy Heynena

 

W środę oprócz rozpoczęcia półfinałowych rywalizacji kibice siatkówki mieli jeszcze jedno duże święto. Poznaliśmy listę zawodników powołanych na najbliższy sezon reprezentacyjny przez trenera Vitala Heynena. Powiem tak, jeśli chodzi o zespół większych zaskoczeń nie ma. Są wszyscy, a na pewno większość z tych, których typowałam. Co mnie najbardziej jednak zastanawia? Pozycja na środku siatki. A właściwie Bartłomiej Lemański. Przypomnijmy, że środkowy Asseco Resovii Rzeszów od lutego nie grał, gdyż doznał kontuzji pęknięcia kości w stopie. To wykluczyło go z gry do końca sezonu. Moja obawa skupia się tylko na tym, w jakiej gotowości będzie zawodnik i z jaką dyspozycją wróci do gry, jednak jak zawsze ufam trenerowi, każdy szkoleniowiec ma u mnie kredyt zaufania na początku swojej pracy i wierzę, że wszystko zostało przeanalizowane. Jeśli zaś chodzi o sztab szkoleniowy, trochę mnie zaskoczyła osoba Pawła Woickiego. Oczywiście bardzo dobrze, że będzie współpracował z trenerem, z zawodnikami, bo przecież nawet w tym sezonie prezentuje bardzo dobry poziom rozegrania i ma ogromną wiedzę w tym zakresie. Zaskoczyło mnie to tylko dlatego, że rozgrywający Indykpolu AZS-u Olsztyn jest cały czas aktywnych graczem, a na początku roku przedłużył kontrakt z olsztyńskim klubem. Tak czy siak, z wyborów trenera jestem zadowolona, ale chyba najbardziej zadowolona jestem z tego, że w końcu mamy listę powołanych, a przecież jeszcze w pierwszych dniach lutego nie mieliśmy selekcjonera.

 

Przypomnij sobie, kto znalazł się na liście trenera Vitala Heynena

 

 

Juniorzy na podbój Europy

 

Reprezentacja Polski juniorów w minionym tygodniu rozegrali na Ukrainie kwalifikacje do mistrzostw Europy U-20 (o składzie drużyny przeczytasz TUTAJ). Biało-czerwoni nie rozpoczęli jednak udanie rywalizacji w grupie H. W pierwszym meczu ulegli po trzech setach reprezentacji Białorusi. W drugim pojedynku za to podnieśli się i porażkę zrównoważyli zwycięstwem. Po czterech setach pokonali gospodarzy turnieju, reprezentację Ukrainy. Zwycięstwo odnieśli także w starciu z ekipą Chorwacji. Po trzech setach zakończyli rywalizację na drugim miejscu w grupie i w dalszym ciągu liczą się w walce o awans.

 

 

Zapoznaj się z wynikiem pierwszego, drugiego oraz trzeciego meczu kwalifikacji do Mistrzostw Europu U-20

 

 

Karuzela transferowa

 

Ta już ruszyła na dobre, mimo że przed nami jeszcze mecze finałowe PlusLigi oraz rywalizacja o brązowy medal. Z obozu GKS-u Katowice dotarły do nas informacje na temat pozostania w drużynie. Kontrakt z klubem przedłużył Bartłomiej Krulicki, który będzie reprezentował jego barwy jeszcze przez rok.

 

Zobacz, co pisaliśmy o nowym kontrakcie Bartłomieja Krulickiego

 

Czas na pożegnanie przyszedł zaś w innych klubach. Łukasz Kaczmarek po trzech latach spędzonych w ekipie Cuprum Lubin żegna się z zespołem, wyruszając po zbieranie nowych doświadczeń. Póki co nie jest wiadome, gdzie w przyszłym sezonie zagra atakujący.

 

Zobacz, co pisaliśmy o odejściu Łukasza Kaczmarka z Cuprum Lubin

 

 

Miniony sezon nie zakończył się optymistycznie dla zespołu ONICO Warszawa, który najpierw w ostatniej chwili nie zakwalifikował się do gry w najlepszej „szóstce”, a następnie przegrał rywalizację o siódme miejsce. W niedzielę napłynęła do nas informacja, że z drużyną żegna się Nikola Gjorgiev. Macedoński atakujący w przyszłym sezonie będzie reprezentował barwy zespołu Sakai Blazers występującego w lidze japońskiej. To jednak nie koniec odejść z warszawskiego zespołu. W poniedziałek klub potwierdził odejście Jana Firleja i Jędrzeja Gruszczyńskiego, a także poinformował o zakończeniu współpracy z Wojciechem Włodarczykiem i Sebastianem Wardą. Kolejna duża przebudowa rozpoczęta, zatem nie pozostaje nic innego, jak czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

 

O transferze Nikoli Gjorgieva pisaliśmy TUTAJ, a o odejściu pozostałych graczy TUTAJ

 

 

Siatkarze Jastrzębskiego Węgla w niedzielę wywalczyli piąte miejsce na koniec sezonu. Tuż po tym starciu na jednym z portali społecznościowych o swoim odejściu z drużyny poinformował Maciej Muzaj. Atakujący w tym sezonie prezentował się z naprawdę dobrej strony i zasłużenie znalazł uznanie w oczach trenera Vitala Heynena. Co do jego przyszłości klubowej, nic nie jest jeszcze oficjalnie wiadomo. Wiadomo natomiast, że w klubie z Jastrzębia-Zdroju zostaje na 100% czterech graczy: Lukas Kampa, Salvador Hidalgo Oliva, Grzegorz Kosok i Jakub Popiwczak.

 

Zobacz, co pisaliśmy o odejściu Macieja Muzaja z Jastrzębskiego Węgla

 

 

Wicemistrz Chin

 

Michał Kubiak po zakończeniu rozgrywek w lidze japońskiej postanowił wziąć udział w decydujących meczach ligi chińskiej. W weekend polski przyjmujący zdobył srebrny medal mistrzostw Chin z drużyną Beijing Volleyball. W szóstym meczu finałowym zespół Michała Kubiaka uległ ekipie Shanghai Volleyball Club.

 

Zobacz, co pisaliśmy na temat srebrnego medalu ekipy Beijing Volleyball

 

 

Wyrównanie we Włoszech

 

W lidze włoskiej został rozegrany już drugi mecz finałowy. Po pierwszym spotkaniu w rywalizacji prowadziła ekipa Sir Safety Conad Perugia. Obrońcy tytułu wyrównali jednak wynik, zwyciężając w drugim starciu po tie-breaku, a najlepszym graczem pojedynku został wybrany Dragan Stanković.

 

Zapoznaj się z podsumowaniem drugiego meczu finałowego Serie A

 

 

Knack Roeselare zdetronizowane

 

W lidze belgijskiej wszystko stało się już jasne. Po trzech meczach finałowej rywalizacji siatkarze Noliko Maaseik wywalczyli mistrzostwo Belgii, detronizując ekipę z Roeselare. W ostatnim meczu finałowym nowi mistrzowie nie pozostawili złudzeń rywalom, którzy nie mieli wiele do powiedzenia. Zespół do zwycięstwa poprowadzili Jolan Cox i Jelte Maan, zdobywając po szesnaście punktów, a Kamil Rychlicki do dorobku dołożył dziesięć „oczek”.

 

Zapoznaj się z podsumowaniem ostatniego meczu finałowego w Lidze A

 

 

Mistrzowie bliżej tytułu

 

Również w niemieckiej BundesLidze trwa finałowa rywalizacja pomiędzy broniącym tytułu Berlin Recycling Volleys a ekipą VfB Friedrichshafen. W  pierwszym meczu finałowym ekipa z Berlina potrzebowała czterech setów, aby zwyciężyć z niepokonaną do tej pory w lidze niemieckiej ekipą trenera Vitala Heynena. W drugim meczu rywalizacja była już bardziej zacięta, ale po tie-breaku ponownie zwyciężyli berlińczycy. Obrońcy tytułu prowadzą w rywalizacji 2:0 i już w najbliższą środę mogą wywalczyć po raz kolejny mistrzostwo Niemiec.

 

Zapoznaj się z podsumowaniem pierwszego i drugiego meczu finałowego niemieckiej BundesLigi

 

Te wszystkie emocje to dopiero początek. Mam przeczucie, że w tym roku kalendarzowym jeszcze nie jedna duża rzecz się wydarzy. Ale spokojnie, wybiegam już w przyszłość, a przecież nie pójdziemy do następnego sezonu, jeśli nie zakończymy obecnego. Czekamy więc z niecierpliwością na ostatnie rozstrzygnięcia w PlusLidze i ligach zagranicznych… Ale to nie będzie jeszcze koniec emocji klubowych.

 

 

 

Do następnego 😉