Koniec dnia, miesiąca, meczu, sezonu. Koniec gry w jednym klubie. Dużo tych końców, prawda? Do tych, które właśnie wymieniłam można przywyknąć. Jest natomiast taki koniec, który zawsze – niezależnie od wszystkiego – przychodzi niespodziewanie. ZAWSZE za wcześnie. Mowa o końcu kariery, a takich zakończeń w minionym sezonie było wiele…
Przyznam się Wam do czegoś – piszę (czas teraźniejszy nie jest przypadkowy) ten tekst od ponad tygodnia i nie mogę skończyć. Chociaż nie, to nie jest do końca prawda. Przez ostatni tydzień powstały co najmniej trzy wersje tego felietonu, ta jest chyba czwarta, a ja dalej nie mam pewności, że to jest właśnie TEN tekst.
I gdy tak myślę o tej mojej niepewności w sprawie tekstu – sprawy bądź co bądź dość błahej – jestem pełna podziwu dla tych, którzy potrafią wyczuć moment i powiedzieć: KONIEC. Mi zawsze sprawia to problem, bo serce aż się rwie, by działać dalej. Tym razem słowa mojego uznania należą się trzem siatkarzom, którzy w mniejszym lub większym stopniu przyczynili się do tego, że pokochałam ten sport całą sobą. Paweł Zagumny, Piotr Gacek i Michał Winiarski – to oni postanowili zejść z boiska na dobre. Tym samym w środowisku siatkarskim wywołali niemal żałobę narodową, pojawiły się słowa niedowierzania, prośby o zmianę decyzji, łzy smutku a w końcu – cicha akceptacja tej decyzji. Wszyscy bowiem wiemy, że ten moment po prostu MUSIAŁ kiedyś nadejść. A że zbiegł się w czasie trzem osobom, zdarza się i tak.
Wehikuł czasu, czyli Japonia 2006
Wielokrotnie pisałam już, że siatkówka mnie uratowała. Miało to miejsce właśnie gdzieś na przełomie 2005 i 2006 roku. Po prostu mecze zaczęły zwracać moją uwagę – na początku dość nieśmiało, potem w sposób coraz bardziej zaborczy. Przyznam się Wam też, że początkowo byłam „kibicem” tylko reprezentacji. Wiecie, każdy jakoś zaczynał. J
Pierwszym świadomie obejrzanym przeze mnie (bądź śledzonym, gdyż z tymi godzinami to wiadomo, że różnie bywa) turniejem były Mistrzostwa Świata 2006 w Japonii. Wybór przypadkowy, ale czasowo mi się zgadzał z życiorysem. Co zrobić…
Przypomnijmy sobie kilka rzeczy z tego okresu:
Rok 2006, Japonia, Mistrzostwa Świata i oni, srebrna drużyna pod wodzą Raúla Lozano. To był historyczny moment. Polacy znaleźli się w finale, po przeciwnej stronie siatki czekali na nich (oczywiście!) Brazylijczycy. Przegraliśmy, zdarza się, ale to było jedyne spotkanie, w którym polegliśmy. Pojawiały się wzloty i upadki, jak to w sporcie, ale frunęliśmy. Być może dzięki naszemu aniołowi stróżowi – Arkowi Gołasiowi – któremu polska reprezentacja zadedykowała wywalczony medal.
Pamiętajmy też, że poza srebrnym medalem przywieźliśmy też nagrodę indywidualną – dla Pawła Zagumnego wybranego na najlepszego rozgrywającego całego turnieju.
Wspominanie tego boleśnie uświadomiło mi jednak przemijający czas. To było 11 lat temu. Przez tych 11 lat wiele się zmieniło. Nie tylko pojawiają się nowi, równie niesamowici polscy siatkarze – ba, nowe pokolenie wchodzi oknem, jeśli nie wpuszczają go drzwiami – ale też sukcesywnie kończą się kariery srebrnej drużyny Raúla Lozano. Z cudownej 12 z boiska zeszli już: Piotr Gruszka, Łukasz Kadziewicz, Sebastian Świderski czy Michał Bąkiewicz. Jak już napisałam, w tym roku do tego grona dołączyli również Paweł Zagumny, Piotr Gacek i Michał Winiarski.
I to o nich będzie niżej kilka słów ode mnie.
Paweł Zagumny
Geniusz rozegrania – powiedzieć tak o nim, to jakby nie powiedzieć nic. Jego kiwki pozostaną w pamięci kibiców siatkówki naprawdę na długo. To dzięki niemu wielu z nas – kibiców właśnie – chętnie siada na trybunach wzdłuż krótszych boków boiska. Z tych miejsc bowiem najłatwiej podziwiać to, jak Paweł Zagumny ustawiał grę.
Ale na zachwyty nad grą będzie miejsce później. Chociaż… może właśnie nie. W końcu każdy z nas wie, ile dla polskiej siatkówki uczynił ten człowiek. Tutaj postaram się skoncentrować na człowieku.
Od czego więc zacząć? Może od pierwszego wrażenia. Paweł Zagumny nie należy do kategorii ludzi, których chce się tulić od momentu pierwszego spotkania. O nie, ten człowiek budzi szacunek, miejscami wytwarza dystans. Ale… nie ma co ukrywać, to nie jest reprezentant ery „wszędobylności czy wszechdostępności”, choć social media nie są mu tak zupełnie obce. I cóż, w świetle takiej opinii, #PanGuma wydaje się skrojony na miarę, perfekcyjnie dopasowany oraz bardzo celny.
Mnie w ludziach fascynują pewne cechy. W Pawle Zagumnym cenię… profesjonalizm, doświadczenie, pewność siebie i jednocześnie opanowanie z pewną domieszką szaleństwa (oj, potrafił on krzyknąć, tupnąć nogą czy uderzyć pięścią w słupek). To zestaw, który gwarantuje pełne skupienie na grze, umiejętność walki do ostatniej piłki i niespodziewane zwroty akcji.
SUKCESY KLUBOWE
- 2 złote medale Mistrzostw Polski Juniorów;
- 5 srebrnych medali i 3 brązowe medale Mistrzostw Polski;
- 1 złoty Puchar Grecji;
- 1 srebrny medal Mistrzostw Grecji;
- 2 złote medale,2 srebrne medale, 1 brązowy meal Pucharu Polski;
- 1 Superpuchar Polski;
- 1 srebrny medal Pucharu CEV.
SUKCESY REPREZENTACYJNE
- 2 złote medale Mistrzostw Europy Juniorów;
- 1 złoty, 1 srebrny medal Mistrzostw Świata 2006;
- 1 złoty medal Mistrzostw Europy;
- 1 srebrny medal Pucharu Świata;
- 1 złoty medal Ligi Światowej.
Piotr Gacek
Zacznę od tego, że… można się ze mną NIE zgodzić. Można polemizować i widzieć świat zupełnie inaczej. Dla mnie Piotr Gacek przez bardzo długi czas był… cichym bohaterem. Może to wynikać z kilku rzeczy. Albo inni byli bardziej przebojowi, albo On sam zdecydował się na robienie swojego w cieniu innych.
Sama mam „lekką” nadpobudliwość, więc inne osobowości zwracają moją uwagę. Właśnie dlatego cenię sobie Piotra Gacka za jego umiejętności – wielokrotnie doceniane i nagradzane indywidualnymi nagrodami podczas takich imprez jak Liga Światowa czy Puchar Polski.
Głębokiego przywiązania do siebie jednak we mnie nie wzbudził. Do czasu…
W 2014 roku Piotr Gacek – po 4 latach gry w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle – zmienił klub. Pojawił się w Gdańsku i… odmłodniał! Myślę, że wszyscy się ze mną zgodzicie, ale ten transfer dał polskiemu libero drugą młodość, która zaowocowała nie tylko medalami wywalczonymi z klubem, lecz także powrotem do reprezentacji kraju.
I za to moim zdaniem zasługuje na wielkie brawa i jeszcze większe wyrazy uznania. Dlaczego? To proste – trudniej jest „wrócić” niż być stale obecnym. Przynajmniej według mnie. Trzeba wtedy pokonać więcej barier, wykazać się znacznie większym hartem ducha. Piotrowi Gackowi (z niemałym udziałem Andrei Anastasiego) się to udało.
SUKCESY KLUBOWE
- 3 brązowe, 3 srebrne i 2 złote medale Mistrzostw Polski;
- 5 Pucharów Polski;
- 1 srebrny medal Klubowych Mistrzostw Świata 2009;
- 1 brązowy medal Ligii Mistrzów;
- 1 srebrny medal Pucharu CEV;
- 1 Superpuchar Polski.
SUKCESY REPREZENTACYJNE
- 1 srebrny medal Mistrzostw Świata 2006;
- 1 złoty medal Mistrzostw Europy 2009;
- 1 brązowy medal Pucharu Świata 2015.
Michał Winiarski
Każdy ma swoje miłości siatkarskie (niekoniecznie mówię tu o wyglądzie, raczej o jakimś takim niewyjaśnionym połączeniu z nieznaną osobą wynikającym np. z jej nietypowych umiejętności). Nie przeczę jednak temu, że #NajpiękniejszeOczyPlusLigi zupełnie na mnie nie działały. Nie wypada mi przecież tak bezczelnie kłamać J
Najlepszy piłkarz wśród siatkarzy, wokalista, tancerz i – co najważniejsze – kawalarz jakich mało! Gdyby tego było mało, można jeszcze dodać: kapitan złotej drużyny Mistrzostw Świata 2014. Michał Winiarski to klasa sama w sobie. Ten siatkarz zdecydowanie zdążył zrobić ze swojego nazwiska (oraz gry) markę, o której może mówić cały świat. Michał Winiarski – nasz „towar eksportowy”. Jako jeden z trzech Polaków (obok Jakuba Bednaruka i Bartosza Kurka) sięgnął po złoty krążek Mistrzostw Włoch. Jeden sezon rozegrał również w rosyjskim klubie – Fakieł Nowy Urengoj. To jednak do PGE Skry Bełchatów wracał, to w PGE Skrze Bełchatów zdecydował się zakończyć swoją sportową karierę.
Michał Winiarski był jednym z tych, którzy sprawili, że zainteresowałam się siatkówką. W końcu – JAK ON GRAŁ! Tutaj na wszelkie wyrazy uznania zasługuje jego determinacja, umiejętność wyciągania sytuacji beznadziejnych i po prostu właściwe tylko jemu specyficzne opanowanie. Dla mnie Michał Winiarski to też symbol walki do samego końca. Mam w pokoju dużą tablicę korkową, na niej zdjęcia, bilety, rysunki, dedykacje, czyli jednym słowem wspomnienia. Jest tam też jedno zdjęcie (autorstwa Mariusza Pałczyńsiego) Michała Winiarskiego – z Mistrzostw Europy 2013. Popularny Winiar siedzi tam na boisku, z twarzą w dłoniach. Tak, to był moment, kiedy Polacy przestali się liczyć w tych rozgrywkach. Zapytacie pewnie, dlaczego umieściłam to zdjęcie na tablicy?
To proste – ono przypomina mi, że porażki się zdarzają, że można pozwolić sobie po nich na rozpacz, ale potem KONIECZNIE trzeba wstać i walczyć dalej. Zobaczcie sami:
Rok 2012 – historyczne złoto w Lidze Światowej i przegrane Igrzyska Olimpisjkie;
Rok 2013 – przegrane Mistrzostwa Europy;
Rok 2014 – złoty krążek Mistrzostw Świata!
Cóż… jak się chce, to można podnieść się ze wszystkiego. I właśnie o tym przypomina mi Michał Winiarski. Człowiek, który chce zejść ze sceny niepokonany.
SUKCESY KLUBOWE
- 3 złote, 3 srebrne i 4 brązowe medale Mistrzostw Polski;
- 4 Puchary Polski;
- 1 złoty i 1 srebrny medal Mistrzostw Włoch;
- 1 złoty, 1 srebrny i 1 brązy medal Ligii Mistrzów;
- 2 srebrne medale i 1 brązy medal Klubowych Mistrzostw Świata;
- 2 Superpuchary Polski;
SUKCESY REPREZENTACYJNE
- 1 złoty medal Mistrzostw Świata Juniorów;
- 1 złoty i 1 srebrny medal Mistrzostw Świata;
- 2 złote i 1 brązowy medal Memoriału Huberta Jerzego Wagnera;
- 1 srebrny medal Pucharu Świata;
- 1 złoty medal Ligi Światowej.
A, zapomniałabym…
Niejednokrotnie siatkarze podkreślali, że takiego żartownisia w ich szeregach to dawno nie było, a prawdopodobnie długo też nie będzie. Tutaj z kolei nadszedł czas na wielkie podziękowania dla Igłą Szyte, czyli Krzysztofa Ignaczaka. To dzięki niemu wiele MOMENTÓW w wykonaniu Michała Winiarskiego, chociażby ten wokal, albo ten taniec. Chyba nikomu nie trzeba przypominać, ale… przecież nie zaszkodzi.
Inne zakończone kariery
W ostatnim czasie swoje sportowe kariery zakończyli również Łukasz Kadziewicz (dziś przede wszystkim ekspert telewizyjny i… dziennikarz?) oraz Krzysztof Ignaczak. Ten ostatni co prawda jeszcze rekreacyjnie występuje w IBB Polonii Londyn w półprofesjonalnej lidze angielskiej, ale oficjalnie przeszedł na „emeryturę”.
Przed nami mecz wieńczący także i tę karierę (oraz 321 występów w reprezentacji!). 20 maja w katowickim Spodku po dwóch stronach siatki spotkają się reprezentacje Polski i Iranu. To okazja przede wszystkim to uhonorowania popularnego Igły, ale… będzie to również pierwszy mecz Polaków pod wodzą Ferdinanda De Giorgiego.
Jedno jest pewne, Spodek znowu odleci. W końcu takiego siatkarza jak Igła również trzeba pożegnać z… klasą!